poniedziałek, 14 lipca 2008

Wszystko jest Iluminacją. (2002)

podobno Liev Schreiber chciał napisać książkę o swoich relacjach z Ukraińskim dziadkiem, jednak, gdy dowiedział się, że Safran Foer już to zrobił w "Wszystko jest iluminacją" zaprzestał próbie i zabrał się za realizację filmu o tym samym tytule. i dobrze, że to zrobił, bo powstała naprawdę poruszająca ekranizacja.
pierwowzoru nie czytałem, i nawet zapomniałem o tej książce, którą ktoś mi kiedyś polecał. wiem, przed obejrzeniem wersji kinowej lepiej zaznajomić się z wersją papierową, a gdy przeglądam opinie na temat debiutu Foera coraz bardziej tego żałuję. The Times mówi sam za siebie: "a work of genius", "after it, things will never be the same".
"Wszystko jest iluminacją" opowiada historię Jonathana, młodego amerykańskiego Żyda, który pragnie wrócić do korzeni i odnaleźć tajemniczą kobietę z fotografii z 1940 roku, którą otrzymał na łożu śmierci od babci, a która należała do jego dziadka. Jonathan nie jest przeciętnym zjadaczem chleba - jest zbieraczem. kolekcjonuje rzeczy należące do rodziny, wszelkie pamiątki przypominające mu o przeszłości, ale także zwyczajne przedmioty życia codziennego od mydła w pociągu po kartofel podany w ukraińskim bistro. tak zaczyna się jego "sztywna podróż", przeradzająca się z czasem w przygodę życia. poznaje swych wschodnich kompanów - Alexa, jego dziadka i szurniętą sukę-przewodniczę (deranged seeing-eye bitch). mimo dość nostalgicznego motywu przewodniego fabuły, nie zabrakło humoru wynikającego z różnic kulturowych a także wyostrzonego do granic karykaturalnego obrazu Ukrainy. jest to humor najwyższej próby, także za sprawą Elijaha Wooda, który w roli zmanieryzowanego dziwaka w garniturze i dużych okularach idealnie kontrastował z wyluzowanymi przewodnikami z Odessy. rozwalony kaszlak, w tle ukraiński pop - i dawaj przez kraj w poszukiwaniu Trachmibrodu.
wielkie wrażenie zrobiły na mnie zdjęcia. świetne ujęcia podczas podróży, gdy klimat się zagęszcza robi się subtelniej i wolniej. różne kąty i zbliżenia na twarze budują atmosferę.
nie zabrakło smutku, Wszystko jest Iluminacją to jednak gorzko-słodka mieszanka, taką którą spija się z uśmiechem na ustach mimo płynących łez. świadomość wojny w latach dziewięćdziesiątych była jeszcze dość świeża, koszmar tamtych czasów powraca i za sprawą podróży do, nieistniejącej jak się okazuje, wsi z czasów dziadka Jonathana uderza ze wzmożoną siłą. świetna kreacja dziadka Alexa, który przypominał mi Alana Arkina z Małej Miss, ale: przebił go kilkukrotnie.
Wszystko jest Iluminacją łączy ze sobą dwa bieguny - śmiech i płacz, komedię i dramat - co jest bardzo ciężkim zadaniem i rzadko udaje się to wykonać w tak wyśmienity sposób. porusza, zmusza do refleksji, zachwyca wykonaniem. czego chcieć więcej?

Brak komentarzy: